Pogoda zamówiona, wiatr raczej nie, a wieje , że łeb chce urwać.Korzystamy rankiem z hotelowego busa, by po chwili znaleźć się w raju.To klifowe wybrzeże w Hadabie (południowo-zachodnia część, przy Ras Umm Sidd) w Szarm el-Szejk
w celu powiększenia zdjęcia wystarczy kliknąć na nie:)
Ten widok Kazio przeniósł na papier, dodał swoją wizję i oto efekt.
Moje ulubione trzy pary z Polski zadbały o odrobinę komfortu dla mnie i mogłam przez chwilę , sama, znaleźć się w miejscu, gdzie widoki zapierają dech w cycach:) Kazimierz opatulony i zadbany czekał na mnie na plaży.Elżbieta dziękuję.
Hotelowy bus przyjeżdża po plażowiczów dopiero po południu, a my musimy jeszcze zdążyć na obiad , no i o 14,30 wyjeżdżamy na pustynię.Wracamy zatem taksówką .Z pięciu na dwa dolary "utargowane", a hotel nasz blisko, ledwie parę minut drogi samochodem.
Wszystkie zdjęcia zrobione zostały przez szybę jadącego samochodu, stąd taki efekt jak widać na zdjęciach.:)
W celu powiększenia zdjęć , wystarczy kliknąć na nie.
Quady w bazie wyglądały jakby przejechały setki tysięcy km.Zdezelowany przód, ubytki w stacyjce, lampy nie świecą ale co tam :> Eskapada trwała blisko 4 godziny i zaczęła się od obowiązkowego punktu programu – dokładnego omotania głowy chustą na styl arabski (miałam swoją arafatkę kupioną jeszcze w epoce "dzieci kwiaty", druga chusta dla mnie kupiona w "Armanim" w kwiaty, zdała egzamin celująco).Kolejny punkt programu : zapoznanie szaleńców ze sztuką prowadzenia quada (najprościej pokazanie przycisku gazu i hamulca).
Zwartą grupą kilkunastu quadów kierujemy się w kierunku pustyni. Prędkość z nóg a właściwie z manetki gazu nie powalała, dano nam czas na oswojenie się z królami szos oraz fascynacji kolorytem gór Synaju .
Widok niesamowity:co rusz piaszczysto-skaliste formy skalne wyrastające z krajobrazu pustyni. Jedziemy jeden za drugim , początkowo zwartą grupą i karnie, by po chwili kolejne quady zaczęły "padać jak muchy na pustyni".Silniki gasły, panowie konwojujący naszą grupę, co rusz podjeżdżają do pechowców i ponownie reanimują zabytki.Ja z Kaziem dzielnie walczę z maszyną, ba, zaczynam być w czołówce.Czuję , mimo chusty wiatr i piasek we wszystkich dostępnych otworach. Kazimierz spisuje się na tylnym siedzeniu wyjątkowo dzielnie, ale nie dziwota, wszak przeszło rok jeździł ze mną na skuterze po orzeskich drogach i dróżkach.
Pędzimy w kierunku zachodzącego słońca, istne szaleństwo i niesamowita błogość.Jestem tu, dokonałam tego.Za chwilę piąta po południu, kula obniża się coraz niżej, próbuję zatrzymać ją w kadrze...
Czas na wizytę w beduińskich namiotach.Przerwa na herbatę i sesje fotograficzne.
Kazimierz spuszczony z zasięgu mojego wzroku, w tym czasie fotografuję wszystko co się da, wychyla na przemian kielicha i szklankę z herbatą, obrzydliwie słodką!Herbatka miała być w cenie wycieczki, procenty niekoniecznie, stąd wielkie zdziwienie Kazia, gdy pan żąda dutków :>Kazio sądził, że wszystko jest w gratisie.Mina niezadowolenia bezcenna i kolejne doświadczenie życiowe też...
biblijny frazeologizm oznacza .Jeszcze podsumowanie dzisiejszego dnia przez Kazimierza.Popołudniowa przygoda.
Jutro zapowiada się nie mniej ciekawie.Rejs po morzu Czerwonym statkiem ze szklanym dnem i oglądanie bogactwa Morza Czerwonego w najpiękniejszych miejscach Sharm El Sheikh. Zainteresowanych dalszymi postami proszę o "zjechanie myszką"na sam dół, po lewej stronie informacja "nowszy post",w którym opisałam nasz pobyt w krainie dreszczowców, tzn chciałam powiedzieć faraonów:))))
Gabriela, czytam Waszego bloga z zapartym tchem a opowiadania z Egiptu fascynujące i jeszcze te zdjęcia.Doskonała przygoda, a pan Kazimierz musiał przeżyć rzeczywiście niesłychane życiowe doświadczenie.Z Domu Opieki w świat.Niezwykłe.Pozdrawiam podróżników
OdpowiedzUsuńRegina
Nie wiem dlaczego ale myslałam,ze kłady to tylko przenosnia,ze bedziecie wędrowali na wielbladach/to dopiero bylaby przygoda/ale i tak przeżywacie piękna przygode a Kazimierz??jest nie do przebicia.Gabi kochana jestes ,że tak pieknie to opisujesz,tylezdjęć,po prostu radocha wędrowac z Tobą,z Wami.Pozdrawiam :)anielka
OdpowiedzUsuńAnielko, były i quady , były i wielbłądy, tylko Kazimierz na wielbłądzie nie wędrował samodzielnie, z prostego powodu, ma zachwiania równowagi i nasz egipski przewodnik trzymał go za nogę :)Dzięki wielkie, że podróżujesz z nami, przynajmniej wiem, że nie relacjonujemy tylko dla siebie :)Buziaki
UsuńCo za piękny rysunek na koniec dnia.Chłopie masz talent, naprawdę masz!!!
OdpowiedzUsuńAntoni
Zatęskniłam za Sharm :)
OdpowiedzUsuńPo 12 latach ktoś się do mnie odezwał czy byłam w Egipcie 2012 roku tak byłam to ja Ela na pewno mnie pamiętasz. Jaka była z nas para. Byłam z Edwinem.
OdpowiedzUsuń